Opowieść nie ma początku ani końca, ma tylko prowadzące do niej drzwi.
Opowieść to niekończący się labirynt słów, obrazów i duchów przywołanych po to,
żeby wyjawić nam ukrytą prawdę o nas samych. Opowieść to w ostatecznym
rozrachunku rozmowa tego, kto ją pisze, z tym, kto ją czyta, ale narrator może
powiedzieć tylko tyle, na ile pozwoli mu warsztat, a czytelnik wyczytać tylko
tyle, ile sam ma zapisane w duszy.
Czwarta część Cmentarza Zapomnianych Książek została
nam przedstawiona jako zakończenie znanej dotychczas jako trylogia serii, którą
zapoczątkował Cień wiatru. Po
przeczytaniu Labiryntu duchów mam
nadzieję, że tak rzeczywiście będzie. Bardzo lubię Zafóna, cenię jego styl i
umiejętność przedstawienia historii w taki sposób, że czytelnik sam musi podjąć
decyzję co i o czym właściwie czyta. Ta powieść była jednak jak sinusoida,
jeśli wyobrazimy sobie, że krzywa wznosząca oznacza lepsze momenty, a opadająca
gorsze. Niestety, dominowały te drugie. Labirynt
duchów, według mnie, jest najgorszy z całej serii. Pokuszę się nawet o
stwierdzenie, że niedawno skończyłam czytać najsłabszą książkę autora Cienia wiatru.
Zanim jednak przejdę do
dokładniejszego omówienia powieści, chciałabym zrobić szybkie wprowadzenie do Cmentarza Zapomnianych Książek i ogólnie
do twórczości Zafóna. Autor ma w swoim dorobku serię młodzieżową (Książę mgły, Pałac północy, Światła września
i, moja ulubiona, Marina) oraz
wyżej wymienioną tetralogię (Cień wiatru,
Gra anioła i Więzień nieba oraz,
wydany w tym roku, Labirynt duchów).
Nie należy zapominać także o Księciu
Parnasu, krótkiej książeczce dostępnej tylko w pakiecie z Więźniem nieba.
Akcje książek składających się na Cmentarz... dzieją się w Barcelonie, w czasach dyktatury Franco. Każda
część odnosi się do niespełnionych marzeń bohaterów. Tym co mnie urzeka w tej
serii, i ogólnie w dziełach Zafóna, jest grająca w nich niezwykłą rolę
tajemnica. W sumie to nic niezwykłego, w większości utworów literackich mamy
tajemnicę. W twórczości autora Cienia
wiatru jednak tajemnica jest „specjalnego rodzaju”. Choćby przez to, że
najczęściej nie zostaje wyjaśniona w powieściach. Zafón pozostawia czytelnikowi
wolną rękę w jej rozwikłaniu, każdy może zinterpretować treść (w tym zagadkę)
dowolnie i w dziewięciu przypadkach na dziesięć logicznie to uzasadnić.
Dlatego w Labiryncie duchów nie podoba mi się to, że autor wyjaśnia część
zagadek, które pojawiły się w poprzednich częściach. Rozwiewa tę aurę
niepewności i tajemnicy, która im towarzyszyła, pozbawia czytelnika przyjemności
budowania własnych historii i tworzenia indywidualnych teorii.
Wydaje mi się również, że
ostatnie rozdziały tej książki były nie do końca potrzebne. Nawet jeśli są one
w większości dobre i wciągające, to ktoś przyzwyczajony do stylu i sposobu
narracji Zafóna będzie trochę (a niektórzy bardzo) rozczarowany.
Warto o stylu powiedzieć jeszcze
dwa słowa. Autor raz na jakiś czas pozwoli się nam głębiej zastanowić nad jakąś
myślą. Zauroczy mrocznymi tajemnicami Barcelony. Sprawi, że zaczniemy się
martwić o bohaterów. W Labiryncie... są
niestety jednak momenty, przy których zastanawiamy się: dlaczego ja to czytam?
Czemu to sobie robię? Styl przemienia się w manierę na granicy grafomanii i źle
się to odbiera. Brniemy jednak dalej, licząc że gorzej już nie będzie i wierząc
w warsztat Zafóna.
Trudno jest mi sobie wyobrazić, o czym Zafón
mógłby napisać w ewentualnych kontynuacjach. Jednak jeśli ukaże się jego
powieść, niezwiązana z tą tetralogią, z chęcią po nią sięgnę.
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodan Casas
Rok wydania: 2017
Komentarze
Prześlij komentarz