Stephen King jest uważany za wybitnego znawcę
natury ludzkiej, króla powieści grozy i tak dalej, i tak w kółko. Nie
zaprzeczam, nie potwierdzam. Ostatnio jednak przeczytałam Cztery pory roku i muszę przyznać, że – przynajmniej w wypadku
dwóch tekstów – przeżyłam wielkie
rozczarowanie.
Książka jest podzielona na cztery części: Wiosnę nadziei, Lato zepsucia, Jesień niewinności i Zimową opowieść. Każda pora roku to
jedno opowiadanie.
Pierwsze i najsłynniejsze, to na podstawie
którego Frank Darabont nakręcił film o tym samym tytule, to oczywiście Skazani na Shawshank. Ustawia ono
poprzeczkę dość wysoko. Bardzo się w nie wciągnęłam, chociaż nie było to to
czego oczekiwałam. Zamiast thrillera, na który miałam nadzieję, otrzymałam
tekst, w jakimś sensie, psychologiczny. Nie przeszkadzało mi to jednak.
Osobiście lubię kiedy King wplata w opowieść różnego typu pogłębione obserwacje.
Drugie opowiadanie nosi tytuł Zdolny uczeń. Szczerze powiedziawszy
najbardziej mi się podobało. Prawdopodobnie dlatego, że było w nim wszystko
(poza wątkami paranormalnymi), co u autora cenię najbardziej. Wartka opowieść z
elementami thrillera i wątki psychologiczne. Tak naprawdę rzeczą, która najbardziej
przykuwa uwagę to intryga. Trzynastoletni chłopiec odkrywający ukrywającego się
hitlerowca i szantażujący go. To nie może się dobrze skończyć.
Po świetnym, moim zdaniem, starcie King
chyba trochę się zmęczył i nie utrzymał poziomu aż do mety. Niestety. Prawie
umarłam z nudów czytając Ciało. Nawet
nie chodzi o to, że nic się w tym opowiadaniu nie działo. Bo się działo, ale, po
pierwszych dwóch nowelach, historia czterech chłopców idących kilka kilometrów
po torach kolejowych, by odkryć zwłoki nie wydała mi się szczególnie
interesująca.
A Metoda oddychania była
powolną, ostatnią prostą. Wszystko pięknie, gładko. Ciekawa fabuła. Poród,
który rozpoczyna się śmiercią rodzącej. Jednak to, że King skupił się bardziej
na głównym bohaterze a nie osi opowieści było irytujące. Uważam, że gdyby to
opowiadanie troszkę „rozszerzyć” i być może powiększyć do rozmiarów osobnej
powieści, przeczytałabym ją z wypiekami na twarzy. Tu jednak raptem
sześćdziesiąt stron piekielnie mnie znudziło. Wiem, że zakrawa to na paradoks,
ale tak właśnie myślę.
Przed przeczytaniem Czterech pór roku, a nawet w trakcie
lektury, miałam plan, by potem, zabrać się za Martwą strefę. Jednak po skończeniu tej pierwszej książki stwierdziłam,
że może na razie odkleję się na chwilę od Kinga i wezmę za coś innego.
Autor: Stephen King
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania (to wydanie): 2015
Komentarze
Prześlij komentarz