Podczas ostatnich tygodni nadrabiałam zaległości (we
wszystkim), stąd przerwa w publikowaniu. Obejrzanych filmów i przeczytanych
książek było sporo, dlatego nie mogłam się zdecydować o czym napisać.
Ostatecznie stwierdziłam, że zrecenzowanie
kolejnego Kinga czy następnego dzieła braci Coen byłoby lekką przesadą.
Wybrałam więc Dobry omen, powieść
napisaną przez dwóch bardzo cenionych przeze mnie autorów – Terry’ego
Pratchetta i Neila Gaimana.
Książka opowiada o
apokalipsie. Wydaje mi się, że każdy z autorów sam sprostałby temu tematowi. Jednak
połączenie nieco dziecinnego stylu Gaimana, który dodaje jego powieściom uroku,
ze specyficznym humorem Pratchetta dało nam coś, co naprawdę warto przeczytać.
Jestem już po
lekturze najważniejszych dzieł Gaimana i kilkunastu książek Pratchetta, dlatego
też dość dobrze rozpoznaję specyfikę ich styli. Czytając Dobry omen, miałam wrażenie, że autorzy razem usiedli i wymyślili
fabułę; następnie twórca Amerykańskich
Bogów napisał tekst, a Terry Pratchett przeczytał całość i w niektóre
fragmenty „powrzucał” swoje dowcipy bądź spostrzeżenia.
Autor Świata Dysku ma w zwyczaju naśmiewać się
z przeróżnych rzeczy. W każdej książce wybiera sobie inny temat, ale tak czy
siak zawsze sprowadza się to do
jednego – do natury
ludzkiej. Tak jest i w tym wypadku. Jednak, jako że książkę napisało dwóch
artystów, nie mogę mieć stuprocentowej pewności, że pomysł na stworzenie anioła
i demona i przedstawienie ich za pomocą kontrastu na początku, a w miarę
rozwijania się akcji pokazanie ich słabości to pomysł Pratchetta.
Zresztą, jeśli
obydwaj się pod książką podpisali, to jakie ma znaczenie, który co wymyślił.
Obydwaj biorą odpowiedzialność za ostateczny kształt powieści.
Chciałabym się
skupić na dwóch głównych postaciach – aniele Azirafalu i diable Crowleyu
(któremu imię nadano – o ironio – najpewniej w hołdzie człowiekowi, sławnemu
sataniście Aleisterowi Crowleyowi).
Pomimo że są to bohaterowie działający po różnych stronach barykady,
czasami muszą pracować razem. Znają się tysiące lat i ich przyjaźń stopniowo
się pogłębia, nawet jeśli oni sami nie zdają sobie z tego sprawy. Mniej więcej
w połowie książki odkryłam, że przypisane im cechy symbolicznych figur:
wysłanników Nieba i Piekła są tylko na pokaz. Tak naprawdę są oni bardziej
ludzcy niż inni, „normalni”, człowieczy bohaterowie powieści. Można nawet
zaryzykować tezę, że pod niektórymi względami Azirafal i Crowley mogliby zamienić
się funkcjami.
Od bardzo długiego
czasu chciałam przeczytać tę powieść, ale nigdzie nie mogłam jej zdobyć. A gdy
usłyszałam, że jest robiony na jej podstawie serial, stwierdziłam, że muszę ją
mieć. W końcu dostałam ją na Gwiazdkę i wylądowała ona w ciągnącej się
kilometrami kolejce „do przeczytania”. Gdzie – jak widać – leżała dość długo.
Aż wreszcie nadeszła jej kolej i muszę przyznać, że po jej lekturze nie
rozczarowałam się i z niecierpliwością czekam na serial.
Autorzy: Terry Pratchett & Neil Gaiman
Tłumacze: Jacek Gałązka & Juliusz Wilczur Garztecki
Data wydania: 1992
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Komentarze
Prześlij komentarz