Nie wiedziałam, gdzie
się podziać, a trzymanie w ręce torby z taką ilością forsy trochę mnie
przerażało. W końcu po prostu wyszłam. Spojrzałam w niebo i ruszyłam w stronę
Harolda, myśląc o gwiazdach Kasjopei, położonych o wieki świetlne ode mnie i od
siebie nawzajem. ~ John Green, Żółwie
aż do końca
John Green, John
Green (pozdro dla kumatych). Jego najnowsza książka pod tytułem Żółwie aż do końca to bestseller na
listach największych amerykańskich gazet, takich jak na przykład New York Times, który zresztą określił
ją jako wstrząsającą i odkrywczą powieść.
Wiem, że ta
książka ukazała się już jakiś czas temu, zarówno w Ameryce jak i w Polsce, ale
ja znalazłam czas, i chęci, żeby ją przeczytać dopiero teraz. Nie jestem wielką
fanką powieści popularnie nazywanych young
adults, a w takiej konwencji pisze Green. Przeczytałam Papierowe miasta i stwierdziłam, że „temu panu już podziękujemy,
może kiedy indziej zabiorę się za jego pozostałe książki. Ale jeszcze nie
teraz”. To „jeszcze nie teraz” trwało kilka dobrych lat.
Ale gdy „teraz” wreszcie nadeszło, Żółwie… okazały się dobrym wyborem.
Zaczynałam lekturę w ciemno, nie przeczytałam opisu z tyłu, żadnych recenzji
itp. Nie spodziewałam się jednak, że powieść wywrze na mnie aż tak duże,
pozytywne wrażenie.
Aza Holmes,
główna bohaterka i narratorka, jest chora, nie fizycznie lecz psychicznie.
Oprócz tego, że jest hipochondryczką (przyznam się, że nie wiem, czy
hipochondria jest chorobą), cierpi także na lęk przed zarażeniem się clostridium difficile – bakterią
wywołującą zapalenie jelita grubego – oraz nie jest pewna, czy naprawdę
istnieje.
Nie dość, że
dziewczyna ledwo radzi sobie sama ze sobą, to na dodatek jej najlepsza
przyjaciółka namawia ją, żeby odnalazły milionera, za którego głowę została
wyznaczona nagroda.
I teraz powinnam
napisać, że jest to głęboko empatyczna
opowieść o nauce życia z demonami i o miłości do swego niedoskonałego ja (Publishers Weekly) albo coś w tym
rodzaju. Jednak zamiast wymyślania chwytliwego zdania na temat tej powieści,
przeanalizuję opinię Publishers Weekly.
Na pewno jest to opowieść empatyczna, z tym nie mogę się nie zgodzić. Na pewno
mówi o walce z naszymi demonami. Ale czy na pewno chodzi w niej o miłość do swego niedoskonałego ja?
Aza nie wierzy w to
„ja”. Zadaje sobie pytanie, co to jest „ja”? Zastanawia się, czy nie jest
przypadkiem wymyślona przez kogoś, czy ktoś nią nie steruje. Nawet jeśli się z
tym pogodziła, to wątpię, żeby to zaakceptowała. A już na pewno nie pokochałaby
swojego „ja”.
Pomimo że ta
książka naprawdę mi się podobała to chyba jednak znowu „podziękuję temu panu”,
zabiorę się za ambitniejszą literaturę (ta, jasne) i poczekam na następną
okazję, prawdopodobnie za parę lat (historia lubi się powtarzać), by sięgnąć po
kolejną powieść Johna Greena.
Autor: John Green
Tłumacz: Iwona Michałowska-Gabrych
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 2017
Komentarze
Prześlij komentarz