Och, ten stary teatr. Ta
świątynia. Taki wypełniony wspomnieniami. Taki pełen duchów. Pani Alving. Wujek
Wania. Tu jest Kordelia. Tu jest Ofelia. Klitajmestra! Każde przedstawienie
narodzin. Każda kurtyna... Śmierć.
Helen Sinclair, wygłaszająca powyższy
fragment dialogu, jest aktorką. Wybitną aktorką. I właśnie dostała angaż w
najnowszej sztuce wschodzącej gwiazdy dramatopisarstwa – Davida Shayne’a. Uważa
się, że będzie to jej pierwsza dobra rola od bardzo dawna.
Jednak głównym bohaterem Strzałów na Broadwayu Woody’ego Allena nie jest madame Sinclair, tylko
dramaturg Shayne. Jako twórca jeszcze nieopierzony i nieświadomy okrutnych
zasad panujących w świecie broadwayowskiego teatru, z pomocą swojego agenta
znajduje wpływowego, ale – jak się za chwilę okaże – również bardzo niebezpiecznego sponsora, który lubi
grać na swoich warunkach.
W zeszłe wakacje miałam wielką fazę na
filmy Allena. Oglądałam je(i)go w kółko. A teraz można powiedzieć, że powoli
nadrabiam to, co „przegapiłam” rok temu. Jak wiadomo reżyser ostatnimi czasy
zaczął flirtować z komediami romantycznymi. Strzały…
też niektórzy zaliczają do tego gatunku. Choć ja bardziej skłaniam się ku
przekonaniu, iż są, owszem, komedią, ale kryminalną, z odrobiną romantyzmu w
tle.
W tym filmie zobaczymy wszystko, co u
Allena najlepsze i to, co najbardziej u niego cenię. Po pierwsze decyzja, że
reżyser nie zagra w tym obrazie. Po drugie, postaci są przerysowane – nie za
bardzo, nie za mało, lecz w sam raz – co dogłębniej pokazuje ich głupotę i
degenerację nowojorskiego światka teatralnego w latach dwudziestych ubiegłego
stulecia (nawet jeśli uważam, że rzecz jest ponadczasowa i wciąż aktualna). Po
trzecie wreszcie, doskonały dobór aktorów.
Strzały…
są kwintesencją większości filmów reżysera: mamy romans, idiotów,
niespełnionych artystów, humor oraz przestępców. Czasami myślę, że skoro
widziałam jeden jego film, to po co mam oglądać pozostałe – najprawdopodobniej
zobaczę bardzo podobną historię. Albo przynajmniej doszukam się identycznych
elementów. Jednak Allen ma na swoim koncie dzieła, które nie są komediami. Te
zaś diametralnie różnią się od siebie i trudno dla nich znaleźć jednoznacznie wspólny
punkt odniesienia. I moim zdaniem, jeśli chce się mieć kompletny obraz twórczości
reżysera, należy obejrzeć co najmniej kilka jego komedii i wiele dramatów.
Jeśli zaś chodzi o komedie – w tym także Strzały… - to warto je zobaczyć chociażby dlatego, że są po prostu bardzo
śmieszne. A te pierwsze nawet idiotyczne. Ale Strzały… to rok ’94 i seria naprawdę głupich filmów już minęła. Są
one śmieszne, ale jednocześnie skłaniają do myślenia. Warto jednak pamiętać, iż
próba precyzyjnego katalogowania twórczości reżysera, który ma na koncie
kilkadziesiąt filmów, również może być głupia. Przepraszam.
Reżyseria: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen & Douglas McGrath
John Cusack - David Shayne
Dianne Wiest - Helen Sinclair
Chazz Palminteri - Cheech
Oscar 1995: najlepsza aktorka drugoplanowa (Dianne Wiest)
Złoty Glob 1995: najlepsza aktorka drugoplanowa (Dianne Wiest)
Independent Spirit 1995: najlepsza aktorka drugoplanowa (Dianne Wiest); najlepszy aktor drugoplanowy (Chazz Palminteri)
Aktor 1995: najlepsza aktorka w roli drugoplanowej (Dianne Wiest)
NSFC 1995: najlepsza aktorka drugoplanowa (Dianne Wiest)
LAFCA 1994: najlepsza aktorka drugoplanowa (Dianne Wiest)
Komentarze
Prześlij komentarz