W dniu, gdy zaistniał
klosz, na terenie Chester’s Mill znajdowały się tylko dwa kościoły, oba
nastawione na bogów protestanckich, chociaż każdy w zupełnie innym stylu. […]
Wielebna Piper Libby, która służyła swemu stadku radą zza pulpitu mównicy w
kościele kongregacyjnym, już nie wierzyła w Boga […]
Mogłabym tłumaczyć, o co chodzi w cytacie.
Wydaje mi się jednak, że byłoby to bezsensowne. Jedyna ważna – i warta
poruszenia – sprawa to zaistnienie klosza.
Pewnego dnia nad Chester’s Mill pojawia się kopuła, która, jak się później
okaże, stanie się największą sensacją i największym problemem Ameryki.
Ale najpierw coś z
zupełnie innej beczki, coś o czym w ogóle nigdy wcześniej nie pisałam (kto
czyta, ten wie, że to ironia) – w tej
powieści król grozy przedstawia pełny portret psychologiczny dużej grupy ludzi
(a następnie każdego z osobna), która została uwięziona w pewnym miejscu i
skazana na przebywanie ze sobą. Jak wiadomo podobny zabieg wykonał Luis Buñuel
w jednym ze swoich filmów, choć nieprawdą jest, jak długo uważałam, że pomysł
ten podsunął mu główny bohater O północy
w Paryżu.
Czytając Pod kopułą miałam wrażenie, że zamiarem
Kinga – być może nieumyślnym – było przeniesienie czytelnika do świata
klasycznego westernu. Akcja dzieje się w Stanach, w malutkim miasteczku, w
którym po odcięciu od reszty ludzkości zapanowała dyktatura Dużego Jima Rennie’ego
– wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej, kolesia, u którego zadłużone jest pół
Chester’s Mill, a jego mieszkańcy drżą na samą myśl o wejściu mu w drogę.
Jednak na scenę wkracza antagonista Rennie’ego, „ten dobry”, Dale „Barbie” Barbara,
były wojskowy.
Porucznik razem
ze swoimi nielicznymi poplecznikami postanawia dowiedzieć się, co stworzyło
kopułę, zdetronizować Dużego Jima i wywlec na wierzch wszystko, co ten ma za
uszami (a możecie mi wierzyć lub nie, ale jest tego sporo), zanim radny
dobierze się mu do skóry.
W od autora King pisze, że jeśli czytelnik
bawił się przy lekturze tak dobrze, jak on przy pisaniu tej książki, to znaczy,
że obaj dobrze na tym wyszli. Ja bawiłam się świetnie, nie wiem, czy tak dobrze
jak sam autor, ale trudno. Na razie jest to moja najgrubsza przeczytana (ale
nie kupiona) książka króla grozy i nie wiem, czy nie najlepsza. A przynajmniej
mnie się najbardziej podobała ze wszystkich, które przetrawiłam.
Myli się ten,
kto sądzi, że po takiej cegle odpuszczę sobie Kinga. Ta… Chociaż teraz –
właśnie zaczęłam lekturę – wydaje mi się, że sięgniecie po Bastion (1156 stron), było błędem.
Autor: Stephen King
Tłumacz: Tomasz Wilusz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2009
Komentarze
Prześlij komentarz