A zwracając się do
wszystkich widzów, którzy choćby przez sekundę zastanawiają się, czy przystąpić
do tego polowania, pozwólcie, że powiem: to nie są żarty. Oto jakiś szaleniec
umieścił dwoje ludzi na nielegalnej liście śmierci.
Polowanie i nielegalna lista śmierci. Oba te
pojęcia są osią fabuły Nocy Ósmej –
wydanej w lipcu zeszłego roku (Polska), autorstwa „mistrza thrillera
psychologicznego” – jak o nim pisze wydawca – Sebastiana Fitzka.
Ósmy sierpnia. Ósma
zero osiem wieczorem. Do tego czasu za jedyne dziesięć euro można zgłosić
znienawidzoną przez siebie osobę. O tej godzinie odbędzie się losowanie,
„wybrany” będzie przez dwanaście godzin wyjęty spod prawa. Za jego zabicie nie
będzie kary, co więcej w ten sposób można zarobić dziesięć milionów euro.
Opinie, które
dotyczyły twórczości Fitzka i do mnie docierały, były raczej pozytywne. A
wyznając zasadę: nie oceniaj książki po
okładce, pomyślałam, czemu by nie spróbować. I tym sposobem trafiłam na Noc Ósmą.
Niestety już
podczas lektury, uświadomiłam sobie, że ta książka – przynajmniej, jeśli chodzi
o moje wrażenia – jest bardziej podręcznikiem psychologii (ze szczególnym
naciskiem na psychologię grupy) niż powieścią sensacyjną czy thrillerem – nawet
jeśli miałby być psychologiczny.
Nie wiem, może
jego wcześniejsze (lub późniejsze) powieści bardziej by mi przypadły do gustu.
Autor przyznaje, że inspirował się filmem pod tytułem Noc oczyszczenia. Wierzę mu. Ja doszukałam się jeszcze nawiązań do
jednej z wczesnych pozycji Stephena Kinga – Uciekiniera. Ale prawdopodobnie to tylko jeden z moich wielu
niczym nieuzasadnionych wymysłów.
Mój entuzjazm
malał wprost proporcjonalnie do liczby przeczytanych stron. Im dalej w las, tym
bardziej cała opowieść wydawała mi się coraz mniej wiarygodna (czego jednak
oczekuję, czytając thrillery, skoro w zamyśle mają wywołać dreszcz niepokoju u
czytelnika). W związku z czym losy bohaterów przestały mnie ciekawić i chociaż
Fitzek najwyraźniej bardzo starał się, by zakończenie było oryginalne i
zaskakujące, a mnie samej nie udało się rozwiązać „zagadki”, to kończąc
powieść, nie poczułam się ani trochę poruszona.
Nie mówię, że
już nigdy-przenigdy nie sięgnę po żadną książkę Sebastiana Fitzka. To że akurat
ta nie przypadła mi do gustu, nie znaczy, iż z pozostałymi będzie podobnie –
chociaż jest to oczywiście prawdopodobne. Zauważyłam, że im mniej wciągająca
powieść, tym większą mam ochotę, by zapoznać się z innymi dziełami danego
twórcy, zwłaszcza jeśli wszystkie książki są tego samego gatunku. A im powieść
lepsza, tym bardziej boję się, że reszta pozycji popsuje moją opinię na temat
autora.
Panie Fitzku,
nie skreśliłam Pana.
Autor: Sebastian Fitzek
Tłumaczenie: Barbara Tarnas, Krzysztof Żak
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2018
Komentarze
Prześlij komentarz