Tak, to była ich
szansa, prawdopodobnie jedyna szansa. Zaczął podnosić głowę, żeby sprawdzić, czy tak się stanie, ale ogromna czarna opona przesłoniła mu świat. Poczuł, że
kobieta ściska jego przedramię. Poczuł jeszcze przebłysk nadziei, że dziecko
ciągle śpi. Potem czas się skończył.
W 2014 roku ukazała się nowa powieść Stephena
Kinga pod tytułem Pan Mercedes. O
dziwo nie był to kolejny horror – tylko rasowy kryminał z elementami thrillera,
który udowodnił czytelnikom, krytykom i kolegom autora po fachu, że król grozy
to naprawdę wszechstronny pisarz.
Główny bohater –
emerytowany detektyw Bill Hodges – jest stworzony na modłę śledczego z amerykańskiego
czarnego kryminału: pije, ma depresję połączoną z myślami samobójczymi, jest
opryskliwy i sarkastyczny. Z drugiej strony policja wiele straciła po jego
przejściu na emeryturę – dzięki swojej inteligencji rozwiązał najwięcej z
pozoru beznadziejnych spraw w wydziale.
Jednak jednej sprawy
Bill Hodges nie rozwiązał, w 2009 doszło do Masakry pod City Center, w ogromną kolejkę
bezrobotnych, którzy czekali na otwarcie targów pracy, wjechał wielki mercedes.
Osiem osób zginęło, wiele zostało ranionych. Detektyw przeszedł na emeryturę,
zanim „dotarł” do przestępcy.
Ale przestępca
dotarł do Hodgesa. Wysłał mu list, w którym nakłaniał byłego policjanta do
samobójstwa. Morderca nie przewidział, że wiadomość przyniesie odwrotny skutek
– Bill postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, nim Pan Mercedes ponownie
zaatakuje…
Powieść
pochłonęłam w trzy dni. Pan Mercedes był
miłą odmianą od ostatnich lektur, na przykład od Christie i jej historii opartych
na formule kryminału locked room albo (już) klasycznych, i wyczekiwanych,
horrorów, które King prezentuje nam co roku.
Autor
przedstawia nam historię opowiedzianą z dwóch zupełnie różnych punktów widzenia
– Billa Hodgesa i Brady’ego Hartsfielda, czyli Pana Mercedesa, co bardzo
urozmaica lekturę i podnosi napięcie, ponieważ możemy śledzić ruchy mordercy, a
jednocześnie widzimy, że detektyw i jego wspólnicy (chłopak, który pracuje
dorywczo u detektywa, żeby i kobieta, której obsesyjno-kompulsywne zaburzenia są
najmniejszym „psychicznym” problemem) kompletnie nie wiedzą, na co powinni
zwrócić swoją uwagę.
Od połowy
książki nie mogłam się już od niej oderwać. Im dalej w las, tym bardziej
chciałam się dowiedzieć czegoś o przeszłości protagonistów, samej spróbować
przewidzieć kolejny ruch Hartsfielda i przekonać się, czy detektywi na czas
powstrzymają zabójcę.
King pokazał
światu że mimo, iż znany jest głównie jako „gość od horroru”, potrafi napisać
świetny, trzymający w napięciu kryminał, po którym czytelnik ma wielką ochotę
sięgnąć po kolejną część.
Co też
zrobiłam. Zaraz po „pożarciu” Pana
Mercedesa, zabrałam się za Znalezione
nie kradzione. Ku mojemu rozczarowaniu wątek Brady’ego jest tutaj tylko
wątkiem pobocznym – morderca, pomimo jego unieszkodliwienia, nadal pozostaje
największą obsesją Hodgesa. Główny wątek jednak to historia skradzionych przed
laty rękopisów i tysięcy dolarów największego amerykańskiego pisarza, i chłopca
(syna jednej z ofiar spod City Center), który odnajduje te skarby, nie wiedząc
przy tym, w jakie kłopoty się pakuje.
Drugą część też
pochłonęłam, ale głównie dzięki temu, że uwielbiam styl Kinga, a nie dlatego,
że fabuła i dosyć naciągana próba wplecenia w historię wątku Pana Mercedesa mi
się podobała.
I
kiedy nadszedł czas na trzecią część trylogii o Billu Hodgesie, Koniec warty, miałam pewne opory przed
jej rozpoczęciem. Jedynym plusem (oprócz wspomnianego stylu) tej lektury było
to, że dalsza historia Hartsfielda ponownie stanowiła oś fabuły. Oczywiście
pomiędzy drugim a trzecim tomem nie ma prawie żadnego związku.
Niestety król
grozy najwyraźniej nie mógł się powstrzymać i musiał wpleść do fikcyjnej, ale
jednocześnie bardzo realistycznej historii o detektywie i jego obsesji, jaką
stał się morderca, elementy nadnaturalne.
Ten pomysł
zepsuł całą przyjemność z czytania. Irytowało mnie, że Hodges razem ze swoim
wspólnikami wpada na to, jak Hartsfield ma zamiar popełnić kolejną zbrodnię, pomimo
że (oprócz szczątkowych dowodów) nie mają żadnych wskazówek, co się dzieje. Koniec warty sprawia wrażenie, że został
napisany z wielu różnych powodów, ale nie dla stałych czytelników (jak King ma
w zwyczaju określać swoich fanów). Krytyka oczekiwała od króla horroru zjawisk
nadprzyrodzonych i król je dostarczył. Mimo że nie wpisują się one kompletnie w
zamysł poprzednich tomów i czytając powieść zamykającą cykl, miałam wrażenie,
że autor „nie wywiązał się z umowy”, jaką zawarł z czytelnikiem, wydając Pana Mercedesa.
Autor: Stephen King
Tłumaczka: Danuta Górska
Data wydania: 2014, 2015, 2016 (amerykańskie)
Wydawnictwo: Albatros
Komentarze
Prześlij komentarz