Przejdź do głównej zawartości

Thelma

 

  Ktoś gdzieś napisał i potem gdzieś ktoś to powtórzył, że Thelma Joachima Triera jest współczesną wersją Carrie Stephena Kinga wyreżyserowaną przez Bergmana. A mnie nie pozostaje nic innego, jak puścić tę myśl dalej w świat, bo nie wydaje mi się, żeby dało się lepiej podsumować ten film.

  Zestawienie ze sobą tych dwóch twórców z początku szokuje. Jak król horroru ma się do skandynawskiego mistrza dramatów psychologicznych? Żeby móc odpowiedzieć na to pytanie, trzeba postawić dwa kolejne: dlaczego fabuła Thelmy przypomina fabułę Carrie? dlaczego „pierwiastek bergmanowski” sprawia, że nie mamy ochoty wyłączyć filmu po godzinie?

 

  Thelma (Eili Harboe) właśnie zaczęła studiować biologię na uniwersytecie. Przyjechała do miasta z małej wsi, więc wszystko jest dla niej wielkie i przytłaczające. Jak się szybko okazuje, dziewczyna ma problem ze znalezieniem znajomych, co jest sktukiem jej konserwatywnego wychowania, oraz ataki (najprawdopodobniej) padaczki. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy zakochuje się ze wzajemnością w swojej koleżance Anji (Kaya Wilkins) …

  W tej historii nie ma niczego, czego nie obejrzeliśmy już w różnych konfiguracjach i u różnych twórców setki razy. W miarę rozwoju akcji zaczynamy również odkrywać, że u Thelmy objawiają się pewnego rodzaju zdolności psychokinetyczne. I tu właśnie pojawia się motyw żywcem wzięty z Carrie – dziewczyna nie panuje nad swoimi mocami i wyzwala je w gniewie. Mogę się założyć, że gdyby napisać charakterystykę porównawczą obu bohaterek, nie znalazłoby się wielu różnic.

  Przez to, że – jeśli chodzi o historię – w tym filmie nie ma nic odkrywczego, walczyłam z pokusą, żeby po prostu odejść od komputera. Jednak to właśnie wspomniany przeze mnie wyżej „pierwiastek bergmanowski” utrzymuje widza (skupionego) przy ekranie.

  Ważniejsza niż sama opowieść jest rodzina Thelmy. Już od pierwszej sceny wiadomo – nie będzie spoileru, chociaż mnie bardzo korci – że relacja dziewczyny ze swoimi rodzicami jest, jakby to zapewne określił King, mroczna, pełna tajemnic. Pełno w niej niedopowiedzeń i zakłamania. To że ciągle dzwonią do córki, kiedy ta jest poza domem, kontrolują jej plany i czas, nie zostawiają miejsca na to, by samodzielnie podejmowała decyzje, jest pierwszą z wielu czerwonych lampek ostrzegawczych, że w tej rodzinie coś jest nie tak.

  Ten wątek się snuje – kiedy inne wydarzenia nabierają rozpędu – on nadal powoli tłucze odbiorcy do głowy, że ataki bohaterki nie są największym problemem jej ani widza. Co więcej, prowokuje pytanie, jaka jest przyczyna ataków, bo, jak łatwo się domyślić, nie jest ona tak oczywista, jak z początku mogło się wydawać.

  Uwagę przykuwają również piękne, wręcz hipnotyzujące kadry. Są drugim elementem, który nie pozwala wyłączyć filmu. Wiedzy o tym, co się tak naprawdę dzieje, nie czerpiemy z dialogów, lecz właśnie z bardzo długich ujęć. To obrazy a nie słowa opowiadają historię rodziny Thelmy i jej samej.

  Obrazy i dźwięki są kluczem do (próby) zrozumienia filmu. Nie wszystko da się pokazać i nie wszystko reżyser chce nam pokazać. Trier postawił na psychoakustykę – słyszymy pewne rzeczy i w pewnym momencie nie jesteśmy już pewni, czy znalazły one swoje uzupełnienie w obrazie, czy je naprawdę zobaczyliśmy, czy tylko nam się wydawało.

  We współczesnych horrorach taki zabieg jest bardzo popularny. Nieczęsto zdarza się jednak, żeby wywierał aż takie wrażenie, jakie wywiera w przypadku Thelmy. Od mniej więcej połowy filmu, kiedy dziewczyna orientuje się jakie ma zdolności i stara się odnaleźć ich przyczynę, widz coraz bardziej pogrąża się w dezorientacji wywołanej tym, że nie wie, co tylko usłyszał, a co również zobaczył.

  W takim stanie zbliżamy się do zakończenia filmu. Chociaż jest ono klasyczne i banalne, to rozczarowanie pozostaje zatarte przez nasze otępienie i niezdecydowanie. Ale wraz z początkiem napisów końcowych pojawia się jednak pytanie: dlaczego ja tego nie wyłączyłam wcześniej?

 

 

Reżyseria: Joachim Trier

Scenariusz: Joachim Trier & Eskil Vogt

 

Eili Harboe - Thelma 

Kaya Wilkins - Anja

Henrik Rafaelsen - Trond

Elen Dorrit Petersen - Unni 

 

Amanda 2018: najlepsza muzyka (Ola Fløttum), najlepsze zdjęcia (Jakob Ihre), najlepszy montaż (Olivier Bugge Coutté)

Golden Seahorse: najlepszy film sensacyjny (Joachim Trier)

 


 

Komentarze